Tryb ciemny:
Język:
Serwis:


Szukam
Osób płci: Kobieta
W celu: Luźna znajomość, Wirtualna znajomość
W wieku: od 48 lat
Preferencje
Dane
Imię: Ewa
Język: Polski
Wzrost: 158 cm
Sylwetka: Przeciętna
Znak zodiaku: Rak
Włosy: Blond
Związki: W małżeństwie
Dzieci: Mam
Alkohol: Piję okazjonalnie
Papierosy: Nie palę
Wykształcenie: Wyższe
Wieczór był duszny, bar ciasny, powietrze ciężkie od alkoholu i spojrzeń. Patrzył na mnie przez cały czas. Mężczyzna starszy ode mnie, opanowany, cholernie pewny siebie. Wystarczyło jedno jego słowo. — Chodź za mną. I poszłam. Bez pytań. Bez wyjaśnień. Jakby całe moje ciało już wcześniej wiedziało, że chcę to zrobić. Weszliśmy do małej, obskurnej toalety. Światło mrugało. Drzwi zamknęły się z ciężkim kliknięciem. Nie dotknął mnie. Tylko patrzył. A ja... czekałam. — Uklęknij. Rozkaz. Nie prośba. Głos twardy. Pewny. Przeszył mnie do samego środka. Zadrżałam – i zrobiłam to. Powoli opadłam na kolana. Czułam chłód płytek, ciężar sytuacji… i wilgoć między udami. Rozpiął zamek. Jego kutas wyskoczył twardy, gotowy. Bez słowa złapał mnie za włosy. — Otwórz usta. Wsunął się we mnie. Powoli, ale stanowczo. Czułam, jak opiera się o moje gardło. Trzymał mój kark jedną dłonią, drugą opierał się o ścianę. Pieprzył mnie do ust — bez litości, rytmicznie, z ciężkim oddechem. Wtedy to usłyszałam. Krok. Oddech. Skrzypnięcie drzwi. Ktoś patrzył. Spojrzałam kątem oka — przez szparę drzwi widać było sylwetkę. Młodszy. Chłopak. Stał nieruchomo, z szeroko otwartymi oczami. Zadrżałam. Ale zamiast się cofnąć, poczułam, jak ta sytuacja wciąga mnie jeszcze głębiej. — Nie przerywaj — mruknął mężczyzna. — Niech patrzy, jak to robisz. I patrzył. Ja też. Ssałam go mocniej. Gardło napinało się, ślina spływała po brodzie. A potem się spięło. Jego palce zacisnęły się na moich włosach. Wyjęczał krótko, szybko. Wyrzucił z siebie wszystko do moich ust. Gorące, gęste, intensywne. Połknęłam. Bez wahania. Cicho dysząc, otarłam usta i podniosłam głowę. Zobaczyłam, że tamten chłopak — ten, który patrzył — dalej stoi. Z jego spodni sterczy napięty kutas. Spocony, drżący, niepewny. Podeszłam do drzwi. Uchyliłam je szerzej. Spojrzałam mu w oczy. — Wejdź. Zamknij za sobą. Zrobił to, prawie nie oddychając. Wsunęłam się na kolana przed nim. Bez pytania rozpięłam jego spodnie i wzięłam go do ust. Był twardy, jakby całe to widowisko wcześniej doprowadziło go do granicy. Ssałam go głęboko, szybko, czując, że zaraz eksploduje. Za mną — pierwszy mężczyzna nie wyszedł. Cały czas patrzył. Zbliżył się. Pociągnął moją sukienkę do góry. Poczułam jego dłoń między udami. — Jesteś mokra. Wypnij się. Opadłam na dłonie, tyłkiem wypięta w jego stronę, z ustami pełnymi drugiego. Wbił się we mnie jednym ruchem. Mocnym, pewnym. A ja jęknęłam z kutasem głęboko w gardle. Byłam między nimi. Jeden w mojej cipce, drugi w moich ustach. Szarpali mną w swoim rytmie, jakby wiedzieli, że oddałam się już całkiem. Oddychałam przez nos, dławiłam się, pulsowałam. Nie wiedziałam, kiedy pierwszy z nich dochodzi — ale poczułam, jak wypełnia mnie całkowicie, ciepło rozlewa się w środku. Nie wyjął się od razu. Trzymał mnie za biodra, aż zadrżałam. Drugi wysunął się z moich ust. — Na twarz — wyszeptał. Klęknęłam, spojrzałam mu w oczy i cicho otworzyłam usta. Strzelił szybko. Pierwsza kropla trafiła mnie w policzek, potem w usta, brodę, szyję. Czułam ich obydwu — wewnątrz i na sobie. Zamknęłam oczy. W tamtej toalecie zostawiłam coś z siebie. I zabrałam coś, czego długo nie zapomnę.
Czuję, jak siada przede mną. Powolnie, jakby wiedział, że sama zdecyduję, kiedy i jak. Jego wzrok wbity jest we mnie, uważny, głęboki — jakby jednocześnie czekał i już wiedział, co się zaraz wydarzy. Zbliżam się do niego na kolanach, opierając dłonie na jego udach. Czuję jego napięcie, ciężki oddech, skórę pod palcami. Uwielbiam tę chwilę, w której mogę prowadzić. Nie muszę się spieszyć. Rozpinam powoli. Obserwuję, jak jego ciało reaguje — jak drga z napięcia, jak rośnie w mojej dłoni. Uwielbiam to. Władza? Może. Ale bardziej — czysta przyjemność dawania. Pochylam się, czując ciepło bijące od jego skóry. Pocałunek. Potem kolejny. Powolne, mokre muśnięcia, język, oddech. Robię to celowo — drażnię, prowadzę, chcę go zbudować aż do granicy. Jego dłoń trafia do moich włosów, ale nie kieruje mną — tylko trzyma. Jakby musiał się czegoś chwycić. Czuję, jak biodra mu drgają, jak spina się z każdą chwilą. I kiedy w końcu biorę go do ust głębiej, językiem i ruchem doprowadzając go bliżej końca, wiem, że ten moment należy do mnie. Smak, zapach, dźwięk jego oddechu. To wszystko mnie nakręca. Każdy jego jęk, każdy urwany oddech sprawia, że jestem jeszcze bardziej mokra, jeszcze bardziej gotowa. Kiedy jego ciało drży i czuję, że już nie wytrzymuje, nie przerywam. Chcę to poczuć do końca. I czuję. Każdy impuls, każde napięcie w jego ciele — jakby oddawał mi wszystko, co w nim było. Potem podnoszę wzrok. Uśmiecham się powoli, oblizując dolną wargę. Zaczynam przyspieszać. Ruchy stają się pewniejsze, bardziej zdecydowane, rytmiczne. Czuję, jak jego oddech staje się cięższy, głębszy. Jego dłoń mocniej zaciska się w moich włosach, palce napinają się — ale wciąż mnie nie prowadzi. Nadal pozwala mi być tą, która dyktuje tempo. Uwielbiam ten stan zawieszenia, kiedy jego ciało mówi mi wszystko, nawet jeśli on jeszcze niczego nie powiedział. Wiem, że już blisko. Czuję to w każdym drgnięciu jego bioder, w pulsie pod moimi wargami, w jego napięciu. Zatapiam się w tym jeszcze głębiej. Chcę, żeby oddał mi wszystko. Nie tylko ciało — ale i kontrolę. Daję mu rozkosz, świadomie i z pełnym zachwytem. Nie przestaję. Trzymam rytm, ciasno, miękko, wilgotnie — aż słyszę ten urwany dźwięk z jego gardła. Cichy, surowy, zaskoczony intensywnością. I wtedy to się dzieje. Czuję, jak jego ciało się napina, jakby na sekundę całe zatrzymało się w napięciu — po czym przychodzi fala. Ciepło. Ciężki, gwałtowny impuls, który trafia mnie głęboko w gardło. Odruchowo przełykam, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Chcę, żeby widział — że wszystko biorę, że nic nie tracę. Oddycham głęboko przez nos, powoli się wycofuję, liżąc go miękko na koniec. Przyciskam usta do jego skóry, jeszcze przez chwilę. A potem unoszę głowę, patrząc mu w oczy — spokojnie, pewnie, z ledwo ukrytym uśmiechem. Oblizuję usta, nie spiesząc się. I nie mówię nic. Bo wiem, że on już teraz myśli, co zrobi mi w zamian.
Nie wiem, który z nich był pierwszy. Moje ciało przestało liczyć. Ręce, dłonie, oddechy, twarde kutasy – wszystko zlewa się w jedną, obłędną, brudną rozkosz. Mam jednego w ustach. Trzymam go obiema rękami, ślina cieknie mi po brodzie, gardło pracuje rytmicznie, bez litości. Duszę się, spluwam, zaraz znowu go połykam. Wiem, że lubią, jak się krztuszę. Lubią słyszeć, jak pluję na ich fiuty i błagam oczami, żeby nie przestawali. Za mną kolejny. Rozchyla mnie szeroko, brutalnie. Jestem tak kurewsko mokra, że wślizguje się jednym pchnięciem. Jęczę, z ustą kutasa, ledwo oddycham, bo jego ruchy są bezwzględne. Łapie mnie za biodra, wali mnie od tyłu, jajami obija mi cipkę, a ja tylko trzęsę się jak na haku i nie chcę, żeby przestawał. Dwie pary rąk na moich piersiach, palce wbijające się w sutki, w kark, w policzek. Ktoś szarpie mnie za włosy, mówi mi, że jestem ich dziwką. Uśmiecham się przez łzy, bo mają rację. Czuję, że cieknę po udach. Jednocześnie pełna i nienasycona. Krzyczę, kiedy kolejny z nich przysuwa się pod moje biodra, a pierwszy wychodzi z ust — zamiana. Teraz wchodzą we mnie dwóch. Jeden z przodu, drugi od tyłu. Rozciągają mnie, jęczę, paznokcie drapią kafle podłogi. Jestem zalewana ruchem, rytmem, mięsem, ciężarem, potężnym napięciem. Nie wiem, czy dochodzę raz, czy pięć razy. Mam skurcze w brzuchu, piecze mnie gardło, jestem poszarpana i rozgrzana do granic. Kiedy pierwszy kończy, trzyma mnie za włosy, i spuszcza mi się prosto na język. Łykam go, patrząc w oczy, nie przestając poruszać biodrami. Jeszcze dwóch czeka. Jeszcze nie skończyłam. Jeszcze nie mam dość. Chcę, żeby mnie zerżnęli na wszystkie możliwe sposoby, aż będę leżała na plecach, rozjebana, z cipką tak rozpulchnioną, że będzie pulsować przy każdym ich spojrzeniu.